Profile: leszczZbagien
Films comments:
Pozwolę się odnieść do
wypowiedzi Mr Mache, z którą
absolutnie się nie zgadzam.Jest
to film przedstawiający
autentyczną historię, w związku
z czym, reżyser (dzięki Bogu)
skupił się na formie,która wg
mnie jest doskonała, muzyka i
zdjęcia budują niezależny
klimat, uwrażliwiając widza na
głębszy odbiór treści, którą to
treść, oddając wierny przekaz
wydarzeń, pozostawił
niezmienioną. Co do szczegółów,
z filmu absolutnie nie wynika,
że Alexander zmarł na skutek
zatrucia toksycznymi roślinami,
ale rozumiem,że drobny zabieg
inwersji czasowej, mógł koledze
nieco utrudnić wyłapanie
chronologii. Otóż, po zatruciu,
doszedł do siebie i próbował
opuścić miejsce pobytu, ale
rzeka Tiklanika okazała się
przeszkodą nie do sforsowania.W
następstwie tego zdarzenia, nie
radząc sobie ze zdobywaniem
pożywienia w dziczy, zmarł z
wycieńczenia.Dodam,że wg wielu
opinii McCandless zmarł na
skutek zatrucia grzybami, które
mogły wyrosnąć na
roślinach,którymi się odżywiał
(nie ma to jednak żadnego
znaczenia), gdyż ten chłopak nie
był amerykańskim superbohaterem,
tylko młodym, zbuntowanym
idealistą, poszukującym prawdy o
życiu. I tu dochodzimy do
najbardziej porażającego wniosku
kolegi piszącego pod nickiem Mr
Mache, że pozwolę sobie
zacytować:
"Płenta filmu też jest
bardzo banalna, mianowicie że
szczęście tylko wtedy jest pełne
gdy można je z kimś dzielić.
Bardzo prosty wniosek i jeśli
Aleksandra dojście do tego
wniosku kosztowało dwa lata
tułaczki i stan agonalny (bo
bohater dochodzi do tego wniosku
tuż przed śmiercią) to już nie
tylko źle świadczy o samym
Aleksandrze ale i o reżyserze
który takimi banałami atakuje z
ekranu. " cdn...
cd...Mógłbym się ewentualnie zgodzić co do tego,że jest to, jak kolega napisał, płenta filmu, na pewno jednak nie pointa.Otóż, historia życia tego chłopaka, szczególnie jego dzieciństwo, pozwala dostrzec w jaki sposób tworzy on swój szczęśliwy świat, gdzie go szuka,dając nam od razu odpowiedź, dlaczego właśnie w SAMOTNOŚCI, obcując jedynie z przyrodą, w wolności od wszelkich norm i schematów społecznych, w które to normy wpisana była konstrukcja małżeńska jego rodziców z wszelkimi patologicznymi konsekwencjami, banalnymi skądinąd do bólu.Główny bohater zatacza w swoim poszukiwaniu koło, oczyszczając się po drodze z poczucia gniewu i nienawiści, które podświadomie napędzały go do ucieczki w samotność. Jeśli miałbym w tym filmie wskazać pointe, to byłby to moment rozstania z Ronem, który powiedział mu,że najpiękniejszą rzeczą w życiu, to umieć wybaczyć, pozbyć się nienawiści, gdyż wtedy tworzy się miejsce dla prawdziwej miłości. Reżyser doskonale przemycił tą kwestię, pozostawiając w domyśle widza, jaki wpływ wywrze ta prawda na głównym bohaterze w trakcie jego pobytu na Alasce, wracając do tego wątku tuż przed śmiercią Chrisa, który wyobrażał sobie powrót i pojednanie z rodzicami.Właśnie ten aspekt wydał mi się najbardziej esencjonalny w całym przekazie, jakkolwiek cały film, cała historia, pełna jest większych lub mniejszych point, na wiele sposobów trafia do odbiorcy, wystarczy tylko trochę wrażliwości i dystansu do własnych, niezwykle głębokich i niezachwianych przekonań, nie pozostawiających miejsca na banały pojękujące o tym,że szczęście trzeba dzielić z innymi. Gorąco polecam ten film, uważam,że każdy znajdzie w nim coś co oprócz ogromnego poruszenia w postaci atakującej z siłą wodospadu płenty, wzbudzi najzwyklejsze, ludzkie, absolutnie niedowartościowane, refleksje.